Rozmnażanie małych gatunków z rodzaju Harpactira
Craig McInnes
Lipiec 2010, BTS 25 (4)
W sierpniu 2008 roku dostałem trzy samice oraz malucha małego brązowego gatunku z podrodziny Harpactirinae, uznawanego za Harpactirella domicola. Praktycznie nic nie wiedząc na temat afrykańskich ptaszników, skontaktowałem się e-mailowo z Richard’em Gallon’em, wysyłając mu kilka zdjęć jednej z samic, po czym Richard zapewnił mnie, iż nie jest to Harpactirella domicola. W połowie września dwie samice wyliniały i wtedy zauważyłem gęste owłosienie na zewnętrznej części chelicerów, co świadczyło nie tylko o tym, że nie jest to Harpactirella domicola, a o tym, że w ogóle nie jest to Harpactirella! Po bliższym zbadaniu wylinki pod mikroskopem, znalazłem pierzaste szczecinki na wewnętrznej, jak i zewnętrznej części chelicerów, co dzięki mojej wiedzy ulokowało je w rodzaju Harpactira.
W dniu 1 października trzecia „samica” wyliniała i okazała się dorosłym samcem, o rozpiętości odnóży ok. 5 cm. Normalnie byłbym urażony tym faktem, ale posiadając dwie świeżo linione samice, moją jedyną nadzieją na uzyskanie samca dla nich była wiara w to, że maluch stanie się samcem. Zatem „zmiana płci” była dla mnie miłą niespodzianką.
25 października zauważyłem pozostałości pajęczyny po napełnieniu się samca, więc postanowiłem dopuścić go do moich dwóch samic. Obie samice były trzymane w identycznych plastikowych pojemnikach na owoce (wymiary około 8/8/15 cm), wypełnionych do około 2,5 cm poniżej pokrywy, lekko wilgotnym torfem. W pokrywce wywierciłem otwory wentylacyjne i utrzymywałem temperaturę około 25°C.
Kopulacja przebiegła bezproblemowo. Wpuściłem samca do większej samicy (ok. 5 cm rozpiętości odnóży) i niemal natychmiast zaczął on stukać swoją trzecią parą odnóży, a od czasu do czasu uderzał odnóżami pierwszej pary. Samica była bardzo otwarta na zaloty samca – wyszła ze swojej nory i gorączkowo odstukiwała I oraz II parą odnóży. Samiec szybko przystąpił do podniesienia samicy, a gdy już mu się to udało, stukał w okolicach jej mostka nogogłaszczkami. Udało mu się kilka razy umieścić bulbusy w epigynum samicy, a następnie pozwolił jej się powoli opuścić i wyszedł z pojemnika. Samica nie wykazywała absolutnie żadnej agresji wobec samca. Po kopulacji otrzymała świerszcza, którego chętnie schwytała przed szybką ucieczką do nory.
Samiec następnie został włożony do mniejszej samicy (ok 4,5 cm rozpiętości odnóży), gdzie kopulacja przebiegła równie bezproblemowo jak z poprzednią samicą. Tylko z tą różnicą, że samiec nie zostawił samicy aż tak spokojnie tym razem, wybrał ucieczkę pod jakiś regał w dążeniu do wolności. Jednak po dziesięciu minutach, z mnóstwem barwnych epitetów językowych, samiec został ostatecznie schwytany w pojemnik na świerszcze i umieszczony z powrotem w swoim terrarium.
Po dopuszczaniu samic karmiłem je jednym świerszczem tygodniowo, w pojemnikach był lekko wilgotny torf, a temperatura była utrzymywana na poziomie 25°C. Mój plan zakładał wysuszenie podłoża przez kilka miesięcy, a następnie nawadnianie wyłącznie rogu pojemnika – tak jak u mojej Haptactirella lightfooti, u której takie warunki przyczyniły się do wytworzenia kokonu kilka miesięcy wcześniej. Jednak już 8 listopada większa samica zaczęła powiększać kryjówkę, a kilka dni później zapajęczynowała obydwa wejścia do gniazda. 15 listopada zauważyłem sporą ilość pajęczyny przy ściance pojemnika (w miejscu gdzie samica miała kryjówkę), która mogła oznaczać tylko kokon. U mniejszej samicy tego dnia nie było śladu kokonu, lecz gdy spojrzałem dzień później, jej kryjówka była powiększona tak samo jak u większej samicy przed złożeniem kokonu. I rzeczywiście tydzień później, 23 listopada, mniejsza samica również zbudowała kokon.
Byłem oczywiście bardzo szczęśliwy z tego powodu, jednak oba kokony pojawiły się w dość nieodpowiednim czasie, ponieważ zaplanowałem przeprowadzkę na początek grudnia. Obawiałem się, że zakłócenie spokoju samic może spowodować zjedzenie kokonów. Przeprowadzka została zatem przesunięta do 13 grudnia, co dało mi trochę więcej czasu, lecz wciąż nie nie tak dużo jakbym chciał. Albowiem przeprowadzałem się tylko 30 minut drogi od obecnego miejsca zamieszkania, zdecydowałem że przewiozę pojemniki w samochodzie, a gdy już dotrę do nowego domu, odbiorę większej samicy kokon. Natomiast w kwestii mniejszej samicy postanowiłem, iż zostawię jej kokon, póki nie minie 30 dni od złożenia go. Na szczęście, nic nie wskazywało na to, aby półgodzinna jazda vanem zakłóciła opiekę nad kokonami. Jednak nie chcąc ryzykować, zabrałem większej samicy kokon i umieściłem go w inkubatorze.
Kokon był zbudowany w formie „hamaku” (czyli wbudowany w gniazdo), więc zamiast go wyciągać i sztucznie inkubować, łatwiej byłoby wygonić samicę z pojemnika. Jednak uważam, że łatwiej jest wyciągać młode z inkubatora, aniżeli grzebać w podłożu w poszukiwaniu malutkich pająków. Jak się okazało, wyciągnąłem kokon w ostatniej chwili, kiedy kilka nimf II wydostawało się na zewnątrz oprzędu. I z pewnością „ucieczka” wszystkich nimf długo by nie trwała. Udało mi się złapać 15 nimf i przypuszczałem, że kolejne 15 jest nadal w kokonie, lecz ze względu na późną porę zostawiłem kokon w inkubatorze i nie liczyłem reszty. Gdy nazajutrz sprawdziłem nimfy, okazało się, że wszystkie powróciły do kokonu i zapajęczynowały się, zatem nadal nie wiedziałem ile małych pająków jest w środku.
Dwudziestego grudnia zauważyłem, że gruba warstwa pajęczyny z boku pojemnika mniejszej samicy, zniknęła. Obawiając się najgorszego… zdjąłem pokrywkę – spodziewałem się widoku samicy jedzącej kokon, ale zamiast tego ujrzałem mnóstwo nimf II szwendających się po całym pojemniku. Zdołałem doliczyć się dziewiętnastu nimf, ale nie wiedziałem ile jeszcze mogło się ukrywać w gnieździe samicy.
Słyszałem, że u niektórych gatunków matka karmi nimfy lub młode, i zastanawiałem się czy tak jest również w przypadku tych pająków. Kilka dni później wrzuciłem do pojemnika kilka świerszczy – samica szybko wybiegła z kryjówki i złapała wszystkie świerszcze, niestety jeszcze szybciej powróciła do wnętrza gniazda, więc nie miałem okazji zaobserwować zachowań pająków podczas wspólnego posiłku. Spróbowałem jeszcze raz kilka dni później, lecz tym razem samica nie wyszła z kryjówki. Kiedy wróciłem kilka godzin później, aby sprawdzić sytuację – świerszczy już nie było.
Dopiero 6 stycznia 2009 roku znalazłem pierwszego malucha L1 z wcześniejszego kokonu. Zaskakująco szybko, bo na następny dzień młode z drugiego kokonu zaczęły linieć na L1. Jeszcze bardziej nieoczekiwanym było przelinienie wszystkich młodych z drugiego kokonu (20 szt.), zanim zrobiły to małe pajączki z pierwszego (32 szt.) mimo że druga samica zrobiła swój kokon 8 dni po pierwszej. Oba kokony były trzymane obok siebie, na tej samej półce, więc miały te same warunki (m.in. temperatura). Jedynym powodem, którzy przyspieszył wzrost pająków z drugiego kokonu, było pozostawienie małych z matką, która prawdopodobnie je karmiła; podczas gdy pierwszy kokon był sztucznie inkubowany. Małe z pierwszego kokonu nadal siedzą razem z samicą w jednym pojemniku i wyprzedzają w wylinkach młode z drugiego kokonu.
Raport w datach:
Wylinki samic: środek sierpnia 2008
Wylinka samca: 01 październik 2008
Kopulacja: 25 październik 2008
Pierwszy kokon: 15 listopad 2008
Drugi kokon: 23 listopad 2008
Odebranie 1-go kokonu (NII): 13 grudzień 2008
Opuszczenie 2-go kokonu przez nimfy II: 20 grudnia 2008
L1 z pierwszego kokonu: 06 styczeń 2009
L1 z drugiego kokonu: 07 styczeń 2009
Wszystkie nimfy przeszły wylinki na L1 do 11 stycznia 2009 (32 szt. z pierwszego kokonu, 20 szt. z drugiego kokonu).
Tłumaczenie: Strazak91 & Obli oraz gościnnie barteko
Tekst pochodzi z arachnea.org. Więcej informacji w stopce.
Liczba wyświetleń: 7
Brak zdjęć