Raport rozmnożenia Paraphysa parvula
(Pocock, 1903)
Raport rozmnożenia Paraphysa parvula (Pocock, 1903)
Chris Graham
Listopad 2011, BTS 27 (1)
W marcu 2010 roku kupiłem odłowioną samicę Paraphysa parvula (ang. Chile Gold Burst). Została zakupiona bez zamiaru rozmnażania. Jednak po pewnym czasie, i po głębszym zainteresowaniu tym gatunkiem, zdecydowałem się na próbę rozmnożenia – zobaczyłem ofertę dorosłej parki i ją kupiłem. Pierwsze próby dopuszczenia odbyły się pod koniec sierpnia 2010 roku, dwa tygodnie po wylince większej samicy. Próbowałem dopuszczać obie samice kilka razy, lecz żadna z prób nie zakończyła się kopulacją.
Po miesiącu prób poddałem się – sprzedałem mniejszą samicę, zostawiłem większą (kupioną jako pierwszą) i dorosłego samca. Niedługo potem wypożyczyłem samca, kopulacja się udała, lecz niestety samica wyliniała. Po kolejnym wypożyczeniu (niestety także nieudanym), wrócił do mnie pod koniec września 2010 roku.
Samiec był już dorosły jakiś czas (wyliniał na początku sierpnia) i widać było po nim pierwsze oznaki starzenia się – stracił włoski na odwłoku, stał się dużo chudszy i przestał przyjmować pokarm. Wydawało się, że stracił wigor, a ja straciłem chęć do rozmnażania tego gatunku. Dlatego też „wysłałem samca na emeryturę”, uznając, że już nie nadaje się do ponownych prób dopuszczania. Ku mojemu zdziwieniu, na przełomie lutego i marca 2011, samiec zaczął odzyskiwać apetyt, stał się bardziej aktywny i ponownie się napełniał!
Po rozmowie z osobą, która wypożyczyła go jako pierwsza, uznałem, że wyśle go jej znowu. Mimo iż rano miałem go przesłać, pomyślałem sobie: „Ah, dam mu ostatnią szansę z samicą, nie mam nic do stracenia”. Sama samica nie przyjmowała pokarmu przez okres około 3 miesięcy, i dopiero co odzyskała apetyt. Postanowiłem dać jej kilka dużych świerszczy przed wpuszczeniem samca i poczekać, aż skończy jeść. Dopuszczanie odbyło się 17 marca 2011 r.
Położyłem oba pojemniki obok siebie, zdjąłem pokrywki i lekko popchnąłem samca ku samicy. Ku mojemu zdumieniu, w ciągu trzydziestu sekund od wejścia do pojemnika samicy, samiec zaczął się „trząść” (przy użyciu III pary odnóży krocznych). Samica odczuła jego zaloty i wyszła z kryjówki. Delikatnie dotknął jej odnóża, a ona mu odpowiedziała pukając nogogłaszczkami o podłoże. W przeciągu sekundy zaczął ją podnosić przy użyciu haków goleniowych (fot. 1a) i rozpoczął kopulację. Trwało to około piętnastu minut, aż do momentu odepchnięcia samicy przez samca. Wszystko, co mogłem zrobić, to tylko czekać z zapartym tchem, na wypadek gdyby został dłużej niż będzie go tolerować samica. Mogła być w stosunku do niego agresywna, chociaż nigdy taka nie była.
Po zaobserwowaniu kilku udanych prób wprowadzenia bulbusów i zrobieniu zdjęć, wziąłem sprawy w swoje ręce i postawiłem zabrać samca od samicy. Podniosłem jej kryjówkę z kokosa i rozdzieliłem je (fot. 1b). Samiec szybko odbiegł w lewo, a później do swojego pojemnika. Zachowanie samicy po kopulacjach uległo lekko zmianie: spędzała więcej czasu niż zwykle w kryjówce. Karmiłem ją dużymi świerszczami – jeden owad co cztery lub pięć dni.
Fot 1a: Kopulacja 17/03/2011
Pewnego ranka (kilka dni od kopulacji) zauważyłem, że samiec znów się napełnia i postanowiłem je ponownie dopuścić jeszcze tego samego dnia. Tym razem samiec, tak jak poprzednio próbował wywabić samicę za pomocą odnóży, ale nie wykazała ona zainteresowania. Wyszła nawet ze zbiornika aby uniknąć jego zalotów. Po tej próbie wypożyczyłem samca i pozostał tam, aż do tej chwili (wciąż je, napełniał się oraz z sukcesem kopulował z następną samicą).
Warto wspomnieć, że samiec i samica były trzymane w temperaturze 24-26°C, z kilkustopniowym spadkiem w nocy. Oba pająki nie miały również innego źródła wilgoci, niż umieszczone w pojemnikach miseczki z wodą.
Fot 1b: Kopulacja 17/03/2011
9-go kwietnia, około trzech tygodni po pierwszym dopuszczaniu, samica zaczęła puchnąć. Jej apetyt znacznie wzrósł, a nawet piła dużo wody, czego nigdy wcześniej nie zaobserwowałem. Jednocześnie zaczęła intensywnie kopać i powiększać swoją kryjówkę. Postanowiłem wlać więcej wody do miseczki, by zobaczyć czy to wywoła u niej chęć tworzenia kokonu. Niemniej jednak po dodaniu wody, aktywność samicy ustała. Osobiście uważam, że podwyższona wilgotność zatrzymała proces przygotowań do złożenia kokonu. Kiedy w pojemniku znowu zrobiło się sucho, samica ponownie rozpoczęła powiększanie kryjówki. Od tego dnia, nie napełniałem ponownie wodą miseczki w terrarium.
24-go kwietnia sprawdzałem jak ma się samica, i zauważyłem, że dno swojej kryjówki pokryła grubą warstwą pajęczyny, a wejście do nory było lekko zapajęczynowane. Ranka następnego dnia samica siedziała już trzymają kokon nogogłaszczkami, a jej odwłok bardzo się skurczył.
Poświęciłem tej samicy dużo uwagi w następnych tygodniach, obserwując jej manipulacje przy kokonie, przenoszenie go i obracanie. Mogę tylko przypuszczać, że przenosiła go w różne miejsca, aby znaleźć idealne warunki dla rozwoju jaj w kokonie.
Fot. 2a: Zapłodniona, „spuchnięta” samica.
Wszystko szło zgodnie z planem, aż do wieczora 11-go maja, kiedy rutynowo sprawdzałem kokon samicy. Zauważyłem żółtawe plamki na jednej ze stron kokonu, a po bliższym przyjrzeniu się zobaczyłem coś, co wyglądało jak kolonia bakterii (fot. 3). Widziałem również roztocza w okolicy samicy z kokonem. Początkowo planowałem zostawić kokon samicy na 30 dni, a później go sztucznie inkubować, jednak w zaistniałej sytuacji nie miałem wyjścia i musiałem odebrać kokon wcześniej. Jedynym, co przychodziło mi na myśl, i co mogło być powodem tej sytuacji, to przebicie pazurami jadowymi kokonu przez samice przy np. przenoszeniu.
Kiedy otworzyłem kokon byłem bardzo zaskoczony, że było tak dużo NI (około dwudziestu sztuk). I mimo że było też kilka spleśniałych jajek, było też około 30 jajek, które wyglądały w porządku. Wysypałem zawartość kokonu do inkubatora i rozpocząłem usuwanie złych jaj i wszystkich roztoczy, jakie mogłem tylko dostrzec.
Fot. 2b: Samica z kokonem.
Fot. 3: Kokon zaatakowany przez bakterie (widoczne po lewej stronie).
Fot. 4a: Martwa nimfa I, na której widać kolonię bakterii.
Fot. 4b: Jajka i nimfy w inkubatorze.
W ciągu następnych kilku dni wiele jaj i NI zaczęło się psuć. Szybko zacząłem zauważać, że niektóre NI wyglądały na martwe ze względu na atak bakterii (fot. 4a). Przekształciło się to w codzienną walkę o oddzielenie i przeniesienie zdrowych NI i jaj do nowego inkubatora. Tym razem nie byłem pewien, czy któraś z nimf przeżyje, ale niezależnie od tego, trzymałem je oddzielnie. Już wtedy ilość nimf w inkubatorze bardzo się zmniejszyła.
Przełomem był dzień 20-go maja – dziewięć NI pozostało żywych.
13-go czerwca pozostałe dziewięć NII zaczęły linieć na L1 (fot. 5). Później rozdzieliłem je do osobnych pojemników. Postanowiłem zachować i odhodować pięć sztuk z kokonu, a pozostałe cztery muszą wystarczyć innym i z pewnością znajdą szybko nowy dom. Po dłuższym zastanowieniu się stwierdzam, że jestem szczęśliwy, że jakiekolwiek maluchy dotrwały L1, mimo iż nie poszło całkowicie zgodnie z planem. Samica, o której pisałem, zbliża się do wylinki i już czeka na nią nowo nabyty samiec. Mam też wielką nadzieję, że w nie tak odległej przyszłości, zaczniemy dostrzegać ten gatunek w hodowlach w Wielkiej Brytanii. (A ja mam nadzieję, że w Polsce też stanie się bardziej popularny
– przypis tłumacza.)
Fot. 5: Paraphysa parvula L1
Informacje szczegółowe:
- Wielkość samicy: niecałe 9 cm rozstawu odnóży
- Wielkość samca: ponad 9,5 cm rozstawu odnóży
- Temperatura i wilgotność: 24-26°C, 50%
- Kopulacja – 17/03/2011
- Złożenie kokonu – 25/04/2011
- Odebranie kokonu – 11/05/2011
- NI – 11/05/2011 (w odebranym kokonie były NI)
- NII – 20/05/11
- L1 – 13/06/2011
- Czas rozwoju (od złożenia kokonu do L1) – 50 dni
- Końcowa liczba maluchów L1: 9
Article has been written with permission from The British Tarantula Society.
All photos are copyrighted to The British Tarantula Society.
Tłumaczenie: Obli
Podziękowania dla freemana za drobną pomoc : )
Tekst pochodzi z arachnea.org. Więcej informacji w stopce.
Liczba wyświetleń: 10