Blog Wayne Maddisona – Ekwador 2011 część pierwsza
23 lipca 2011, pomiędzy Vancouver a Quito
Wylatujemy z lotniska w Vanvouver, przelatujemy nad pięknymi, ostrymi szczytami gór, otoczeni zielenią poniżej i pomimo lipca, bielą ponad nami. Zaczynam rozumieć, że podróżujemy z jednego lasu deszczowego do drugiego. Nasz w Kanadzie jest cichszy, kwitnie w powolnym tempie. Ekwadorski jest zajęty, brzęczący, śpieszący się, jak wielkie miasto, które nigdy nie śpi. Dalej do zlewiska Amazonii! Miasta Życia!
Quito, Ekwador
Mocny sen po długiej podróży był wspaniały, ale już czuję efekty wysokiego położenia Quito. Drużyna już się zebrała: Mauricio, Edy i ja. Spotykamy się w kawiarni na Plaza Foch, by przedyskutować plan działania. Nasz ekwipunek jest już prawie gotowy. Jutro wyruszamy do uniwersytetu La Catolica, by sfinalizować wszystkie sprawy, związane z naszym pobytem w stacji badawczej ulokowanej w Yasuni. Wiele razy w czasie moich podróży po Ekwadorze miałem okazję pracować ze wspaniałymi biologami, właśnie z La Catolica. We wtorek ruszamy na wschód, w samo serce dżungli!
Quito to stare, kolonialne miasto, ale wprowadzające dużo nowoczesnych udogodnień dla mieszkańców. Wysyłam ten wpis z darmowego wi-fi zapewnionego przez miasto. Cała aglomeracja mieści się na stokach wulkanu Pichincha, który stąd widać jako tło dla splątanej sieci budynków. Znajduje się zaledwie parę kilometrów od równika, ale pogoda nie różni się bardzo od tej, która panuje w Vancouver. Zimno, ale nie mroźnie, spowodowane położeniem Quito na wysokości 2800 m.n.p.m. Będzie nam o wiele cieplej w Yasuni.
Czwartek, 28 lipca, Yasuni
Przybyliśmy do stacji badawczej w Yasuni we wtorek. Dotarliśmy tam po krótkim locie do Coca oraz trzygodzinnej podróży samochodem, przeplatanej przeprawami łodziom przez szeroką rzekę Napo. Dwie doby w terenie i już udało nam się dorobić 40 różnych gatunków skakunów oraz kupki naprawdę spoconych ubrań. Jednym z typowych gatunków spotykanych w amazońskiej dżungli są przedstawiciele Amycus sp., posiadające bardzo długie odnóża. Ciekawostką jest, że samce pająków z tego rodzaju mają bardzo długie „twarze”. Zupełnie inaczej wyglądającym stworzonkiem są skakany z rodzaju Synemosyna, które dla Twoich oczu wyglądają jak mrówki (można wnioskować, że przede wszystkim mają tak wyglądać dla drapieżników, które wolą z mrówkami nie zadzierać). Jednak… to tak naprawdę skakun. Wyglądają na zdumiewający produkt tropikalnego lasu, ale bardzo podobnie wyglądający gatunek można znaleźć też we wschodniej Kanadzie!
Naszym celem na tym terenie jest dokonanie jak najdokładniejszego zbadanie tutejszych skakunowatych, które możemy przeprowadzić w ciągu 18 dni. Chcemy dokonać tego przez obserwacje mikrohabitatów konkretnych osobników (czy to na pieńkach drzew, czy na baldachimach liści lub nawet na ziemi). Różne gatunki są przystosowane dokładnie do tych części lasu, w których żyją. Planujemy w przyszłym roku wybrać się do południowo-wschodniej Azji, by sprawdzić czy skakunowate z dwóch tak odległych miejsc wykształciły podobne adaptacje do swoich pobratymców w Amazonii. Pomoże nam to zrozumieć w jaki sposób skakunowate osiągnęły tak wielką różnorodność w swojej rodzinie – odkryliśmy już ponad 5 tysięcy gatunków, a wiele jeszcze czeka na odkrycia. W takim razie jeden z naszych celów jest prosty – odkryć jak najwięcej gatunków jak się da.
Zmęczeni i zagrzani
Posiłki w stacji badawczej w Yasuni są serwowane o precyzyjnych godzinach, a więc nieważne jak bardzo zmęczeni jesteśmy po poprzednim dniu i tak musimy wstać na śniadanie o siódmej rano. Następnie do ósmej rano omawiamy plan działania i wyruszamy na szlak. Trzymamy się naszej rutyny zbierania próbek przez jakieś 3 godziny, a potem robimy przerwę na lunch. Później znowu zbieramy próbki do trzeciej lub czwartej i w końcu wracamy do bazy, by móc się wykąpać i wyzdrowieć. Mówię „wyzdrowieć” ponieważ jakikolwiek wysiłek w tropikalnej dziczy – zwłaszcza przedzieranie się przez zarośla – naprawdę wycieńcza organizm. Jak na złość, w słoneczne dni gatunki pszczół pozbawione żądeł latają nam wokół twarzy, by od czasu do czasu przycupnąć i zlizać nasz pot lub wlecieć nam prosto w oko. Tutaj właśnie jestem, w bazie terenowej, zmęczony i przegrzany.
Niestety dzień się jeszcze nie kończy, ponieważ musimy zająć się zebranymi okazami, co oznacza fotografowanie, konserwację i spisywanie notatek. Zajmujemy się tym zwykle na godzinę lub dwie przed kolacją, czyli aż do dziesiątej w nocy. Teraz czas spać i rano trzeba znowu wstać na śniadanie o siódmej rano.
Nosząc smród
Przepis: weź jedną koszulkę, mieszaj przez jeden dzień z wiadrami wylanego potu oraz dodaj pół kubka „dojrzałego”, tropikalnego błota. Natrzyj aromatycznymi roślinami tropikalnymi. Przesiedź całą noc w wilgotnym miejscu. Następnego ranka wszystko powtórz. Zaserwuj kilka porcji smrodu.
W takim stanie są moje ubrania. Mam pięć koszulek ze sobą i 18 dni do spędzenia tutaj. Żeby cokolwiek tu wyprać (tak, tutaj są pralnie!), muszę nosić każdą z tych brudnych, śmierdzących koszulek przez cały dzień. Moi współpracownicy robią to w ten sam sposób (musimy się w tej sprawie dogadywać, inaczej czyjaś wrażliwość zostanie dotknięta). Oszczędzamy dzięki temu energię zużywaną przez pralki lub nasz czas spędzony na praniu ręcznym. Nasz typowy dzień jest tak męczący, że naprawdę nie mamy później zbyt dużo siły na pranie. A tak poza tym, jakbyśmy mieli wysuszyć te ubrania dostatecznie szybko w lesie deszczowym?
Źródło: Ecuador 2011 | Wayne Maddison Lab
Tekst pochodzi z arachnea.org. Więcej informacji w stopce.
Liczba wyświetleń: 7